z18046329V,Arno-Surminski-w-czasie-spotkania-z-Galkowie-w-200

 

10 września 2019

Arno Surmiński

Polski czytelnik niewiele wie o niemieckim pisarzu Arno Surmińskim, chociaż urodził się na Mazurach w Jegławkach (dawniej Jäglack) i mieszkał tam do jedenastego   roku życia. W styczniu 1945 roku wobec zbliżającego się frontu rosyjskiego zarządzono ewakuację wszystkich mieszkańców wsi. Podczas tej ewakuacji został osierocony, jego rodziców deportowano na Wschód, a on powrócił do Jegławek, do prawie całkowicie opustoszałej wsi. Surmiński wspomina, że latem  1945 mieszkało w niej około 20 osób. Później do wsi zaczęły przybywać  polskie rodziny, które brały w posiadanie opustoszałe gospodarstwa. W grudniu 1945 wszyscy miejscowi zostali doprowadzeni przez polską milicję do Kętrzyna, załadowani do wagonów towarowych i odtransportowani do Niemiec. Podróż z Prus Wschodnich do Niemiec trwała prawie dwa tygodnie. Do roku 1947 Arno Surmiński przebywał w obozach dla uchodźców, później przygarnęła go rodzina z szóstką własnych dzieci. Po praktyce w biurze adwokackim oraz dwuletniej pracy w Kanadzie przy wyrębie lasu, podjął w 1962 roku w Hamburgu pracę w firmie ubezpieczeniowej. Od 1972 roku jest niezależnym publicystą ekonomicznym i pisarzem. Pisze prawie wyłącznie o Mazurach, zarówno o ich  przeszłości jak i teraźniejszości.

Pierwszą książką Surmińskiego, którą przeczytałam była powieść „ Polninken albo niemiecka miłość”. Jest to opowieść o miłości dwojga Niemców,  z których on mieszka w Niemczech Zachodnich, a ona w NRD. Granica stanowi przeszkodę nie do pokonania, a zakończenie powieści jest historią nie do uwierzenia. Ale jest w tej powieści Kasimir, którego filozofia życiowa mnie zachwyca. Gdy pytają go jakiej jest narodowości odpowiada: „Polak, Rosjanin, Niemiec, o czym tu gadać, najważniejsze, że jest się człowiekiem”.

Podczas wojny Kasimir ukrywał się w lesie. Gdy Niemcy musieli opuścić wieś, ludzie  tłumaczą mu, że już nie musi się ukrywać, bo Rosjan przecież nie musi się bać. Jego odpowiedź znów zaskakuje. Kanimir tłumaczy: „ W Polsce każde dziecko wie jak niebezpieczne jest być wyzwalanym, szczególnie  gdy wyzwolenie nadchodzi ze wschodu”. Dlatego pozostał w lesie, aż do zakończenia wyzwolenia.  Kiedy już przeszła wojenna zawierucha i nastały spokojniejsze czasy Kasimir zamieszkał w starej szkole, w której jedno

z pomieszczeń przeznaczył na archiwum znalezionych dokumentów, ponieważ pomyślał, że może, któryś z Niemców będzie tego poszukiwał, albo ludzie będę chcieli się czegoś nauczyć. Gdy pewnego dnia Kasimir oprowadza gościa po szkole zauważa na parapecie wyrytą datę – 1920 i stwierdza, że był to dobry rok dla Polski, cud nad Wisłą, gdy nijaki Piłsudski rozegrał bitwę i wciągu 4 dni przegonił Czerwoną Armię. Kasimir opowiada też, że wszędzie w Prusach Wschodnich można znaleźć ślady czasów niemieckich i nie dziwi się temu: „bo co znaczy 35 lat polskich czasów w porównaniu z 350 laty obecności niemieckiej na Mazurach” .

Kasimir przeżywa wiele bezsennych nocy, w których wciąż zadaje sobie pytanie – czy człowiek ma prawo w służbie ojczyzny wysadzić most, jeżeli wie, że cała wieś,  włącznie ze wszystkimi mieszkańcami zostanie za to spalona. Nie było to rozważanie teoretyczne, gdyż podpalaczem był jego najlepszy przyjaciel, a życie straciła jego żona i dwoje dzieci. W rezultacie Kasimir dochodzi do wniosku, że nikt nie ma prawa do  zabijania i niszczenia. Według niego początkiem takiego myślenia mogą być Ingo i Irene, dwoje młodych ludzi urodzonych dopiero po wojnie. Ponieważ w swoich dwóch niemieckich krajach nie mają prawa nawet pisać do siebie, nie mówiąc o spotkaniach lub małżeństwie. Kasimir zaprasza ich do siebie, do Polski, na Mazury, „gdzie wszystko jest dozwolone, gdzie niebo jest rozległe, jeziora milczą, a gęste lasy  zakrywają granice” Niestety powieść nie kończy się jak bajka.

Kasimir należy do pokolenia nowych Mazurów, a jego dewizy życiowe mogłyby połączyć wszystkich mieszkańców tej ziemi. Jego zdaniem należy być zawsze człowiekiem, w każdej sytuacji. Mazury są dla wszystkich. Nikt nie ma prawa do zabijania i niszczenia. Każdy człowiek powinien znać historię swojego kraju, żeby nie powtarzał błędów i zbrodni swoich przodków.

W Wywiadzie dla  czasopisma „Die Welt” Arno Surmiński mówi, że pisze po to, aby zachować wspomnienia o wydarzeniach na mazurach po roku 1945.

Na pytanie czy dawne Prusy  Wschodnie widzi jako znów przynależne do Niemiec odpowiada zdecydowanym „nie”. Widzi jednak w zjednoczonej Europie możliwość zamieszkania również Niemców na Mazurach. Uważa,

że jest to jedyna możliwość powrotu Niemców na Mazury.

Surmiński pisze tylko o miejscowościach na Mazurach, które zna i które odwiedził po wojnie. O tym co się tam wydarzyło pisze przede wszystkim w imieniu tych, którzy sami nie potrafią pisać, ale nie zapomina też o tych, którzy umarli w rowach przydrożnych, których ciała zostały wyrzucone z pociągu, lub zostali pochowani gdzieś w masowym grobie. Uważa, że książka jest wartościowszym pomnikiem niż  pomnik kamienny i dlatego napisał „ Zima 1945 albo kobiety z Palmnicken”.

Hanna Schoenherr

 

  1. pl
  2. de
Mobile menu

barbara.willan@gmail.com            

Strona internetowa jest wspierana finansowo przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.

 

Redaktor strony internetowej: Ewa Dulna

Skontaktuj się z nami

mail: barbara.willan@gmail.com

tel. 606 680 218

ul. Prosta 17/3

Olsztyn 10 - 029

Zrobione w WebWave CMS