Foto: TVP Olsztyn
Arkadiusz Łuba
W warmińskim lesie niedaleko Olsztyna w północno-wschodniej Polsce, w otoczeniu cykad, Joanna Wilengowska opowiada o swojej najnowszej książce „Król Warmii i Saturna”, ale także o swoim ojcu i regionie, w którym żyje, ich przeszłości i teraźniejszości. Arkadiusz Łuba spotkał się i rozmawiał z warmińską pisarką.
Arkadiusz Łuba: „Trzymać mojego ojca, zachować” – ojciec, król Warmii, stróż pieczęci Warmii. Jest to więc także książka, która pełni rolę strażnika skarbów pamięci, prawda?
Joanna Wilengowska: Tak, z pewnością. Mój ojciec jawi mi się jako swoisty administrator postaw, legend i mitów Warmii; Dlatego bardzo ważne wydawało mi się uchwycenie ojca i tego, co pozostało w jego głowie, bo tam jest zakotwiczona swoista Warmia. Oczywiście ta Warmia jest zmitologizowana. To Warmia baśni, wyobraźni. Są tam też rzeczy na granicy horroru, jak rok 1945, o którym też nie wiem, na ile sprawdzenie wszystkich faktów ujawniłoby coś jest innego niż to, co mi mówi. Ponieważ te rzeczy zostały mu opowiedziane przez kogoś innego lub zapamiętane przez niego jako małe dziecko. Więc tak, spisuję wspomnienia mojego ojca, mapę jego wspomnień i ufam, że na tej mapie uchwycono coś bardzo ważnego. Przynajmniej coś, co go kształtuje i gwarantuje, że jest tym, kim jest.
W notatkach prasowych książki mówicie o próbie utrwalenia czegoś, uchwyceniu czegoś, ale też o tym, że w zasadzie nie jest to możliwe. Oczywiście nikt nie może zostać uratowany przed nieuniknioną śmiercią. Ale nadal można zachować pamięć... No cóż, właśnie to staram się robić, nawet jeśli są to tylko fragmenty lub „puzzle”, jak mówi po niemiecku mój ojciec. Próbuję zachować te fragmentaryczne kawałki; Próbuję coś z tego zrobić, ułożyć jakąś mozaikę, a może utkać tkaninę, użyć takiej metafory, choć wiem, że dla innych może to nie mieć żadnego znaczenia; że żyjemy w czasach, gdzie wszystko dzieje się błyskawicznie i że ta przeszłość, to, co pamięta mój ojciec, co mu powiedziano, może nie być już tak ważna. Ale dla mnie to ważne i dlatego zdecydowałam się to zrobić.
Tak, dokładnie, to jest dla Ciebie ważne. Dlaczego?
Teraz, gdy posiadem już pewne umiejętności [pisania] (uśmiecha się), czuję się zobowiązana do zrobienia tego, co powinnam. Czuję, że jest to swego rodzaju mój obowiązek, moja odpowiedzialność, aby utrzymać tę Warmię, która jest bliska mojej rodzinie. Widzę w tym wartość i czuję, że jeśli będę mogła to zrobić, to to zrobię.
Opiekujesz się swoim ojcem, który potrzebuje opieki. Czy jego Warmińskie pochodzenie było powodem, dla którego zainteresowałeś się Warmią?
Mój ojciec jest z pewnością bardzo interesującą, specyficzną, czasem irytującą, czarującą, zaskakującą i bardzo twórczą osobowością. Uważam, że jest to ogólnie fascynująca postać. Odkąd mieszkam z ojcem, który ze względu na swój wiek i choroby wymaga szczególnej opieki i uwagi, jego osobowość zaczęła odgrywać dominującą rolę w naszym wspólnym życiu. Próbowałam go zrozumieć i zrozumieć dlaczego dzieją się pewne rzeczy; skąd bierze się jego gniew, wściekłość i gorycz. I wtedy zdałam sobie sprawę, że to bardzo zraniona osoba. Że ta rana ma również korzenie historyczne; że jest zraniony, jak wiele osób na Warmii, że często go wyśmiewano i że ze względu na pochodzenie często nazywano go w życiu „Szwabem”, choć nie jest Szwabem, a Warmiakiem. To także ktoś, kto mocno identyfikuje się jako Warmiak, choć nie zawsze było to mile widziane, a myślę, że w młodości znacznie trudniej było identyfikować się jako Warmiak. Mój ojciec jest w moich oczach osobą bardzo ciekawą pod każdym względem, zarówno jako jednostka, jak i archetyp Warmiaka.
Jeśli jest Warmiakiem, jest i Warmińska córka. Co dla Ciebie oznacza bycie Warmiaczką?
Być Warmiaczką? To bardzo trudne pytanie i zastanawiałam się nad nim wiele razy. Nie mam obsesji na punkcie tożsamości i konieczności definiowania siebie na poziomie narodowym. Pytanie, jakiej jest się narodowości, wydaje mi się dość natrętne. Żyjemy w czasach, w których czasami jest to bardzo trudne. Mamy korzenie, które pochodzą zewsząd. Oczywiście mamy różne narodowości, mamy różne paszporty, ale nasze pochodzenie etniczne może być mozaiką naszego pochodzenia. Dla mnie Warmia stała się ważna, gdy próbowano wcisnąć mnie i wielu innych w system, w którym mogła istnieć tylko Polska. W czasach rządów PiS propagowano silną homogeniczność narodową. Wszyscy powinniśmy być Polakami. Ale nie lubię być tak szufladkowana, więc oparłam się na mojej drugiej karcie rodzinnej, czyli tej części mnie, która ma Warmińskie korzenie. Ta część wydała mi się bardzo interesująca. Zaczęłam to zgłębiać, studiować, słuchać mojego ojca i innych. Poznałam też innych Warmiaków z warmińskich forów internetowych. I wydawało mi się bardzo trafne i słuszne, że określam siebie jako Warmiaczkę. Nie mam jednak obsesji na punkcie tych podziałów narodowych. To jedna z wielu moich tożsamości. Być może ważniejszą dla mnie tożsamością jest to, że jestem kobietą, iw ogóle człowiekiem.
Dlaczego nie traktuje się poważnie tych, którzy podkreślają swoją Warmińskość?
Uważam, że mniejszości w ogóle są infantylizowane. Widzę to w próbach wtłaczania tych mniejszości wyłącznie w folklorystyczny obraz, w baśniową krainę. Może to być na przykład prawdziwa siła polityczna, prawda? A więc czymś, czego wszystkie władze się bardzo boją...; mianowicie warunków, które spowodowałyby, że ludzie na przykład głosowaliby inaczej niż inni. Kiedy Warmiacy widzą, że ktoś bardzo mocno eksponuje swoją Warmińskość, ubiera się w tradycyjne stroje, pojawia się w mediach czy na festiwalach, to wydaje im się to trochę niepoważne, przerysowane, sztuczne, „podobne do Cepelii” – to nie jest Warmia, ale maska, imitacja. Takie rzeczy, jak zauważyłam, odbierane są wśród Warmiaków jako rodzaj błazeństwa, jako coś niepoważnego.
Czy modne jest dziś bycie Warmiakiem? – Przecież odkrywanie przeszłości Warmii było modne już na początku lat 90., kiedy powstało stowarzyszenie „Kulturgemeinschaft Borussia”…
Tak, rzeczywiście tak było. I pewnie dorosło już nowe pokolenie, które już tego nie pamięta, więc czas sobie przypomnieć, że nasze korzenie na przykład tu, w Olsztynie, są wielokulturowe, wieloetniczne i bardzo różnorodne, a historia Olsztyna sięga 1945 roku. Nie wszyscy jesteśmy tylko potomkami imigrantów ze wschodnich regionów. Są wśród nas także ludzie, którzy mają warmińskie korzenie. I miło jest, gdy odkrywają je na nowo. Jeśli to jest moda, to świetnie.
Ale słowo „autochtoniczny” jest dla ciebie niewygodne. Dlaczego?
Niewygodne i wygodne zarazem. Trudno znaleźć słowo, które zawsze będzie odpowiednie dla każdego. Też nie wiem, jakie słowo byłoby najlepsze. Mówię o sobie, że mam warmińskie korzenie. Mówię, że jestem Warmianką w tym sensie, że mam warmińskie korzenie, chociaż mam też inne korzenie, bo moja rodzina ma różnorodne pochodzenie.
Jak stary warmiński świat z opowieści Twojego ojca odnosi się do Ciebie, mieszkającej dziś na Warmii?
Czasami żartuję, gdy ojciec opowiada mi fragmenty historii Warmiaka, bo wiem, że są one nieco upiększone i przesadzone. A czasami wydaje mi się, że jest to bardzo piękna legenda, której można zaufać; która jest rodzajem schronienia, czymś stałym, czymś po prostu cudownym. Czasami się z tego śmieję. Jest po prostu różnie.
„Czas mija, rany pozostają” – piszesz wcześniej, że Twój ojciec jest przede wszystkim osobą zranioną. Czy te rany może się powiększają?...
Cóż, ojciec z wiekiem na pewno nie zapomina, wręcz przeciwnie, wydaje się, że urazy, których doznał w dzieciństwie, utrwalają się w nim, a nawet pogłębiają. Mówimy tu o tym, co widział i słyszał, ale także czego doświadczył w roku 1945 i latach następnych. Bo lata powojenne tutaj, na terenie dawnych Prus Wschodnich, były latami bardzo burzliwymi. Tu byli Rosjanie [Ruscy], jak ich tu nazywano. To były niebezpieczne czasy. Można było zostać pobitym, okradzionym, zgwałconym i tak dalej. Nawet w długich latach powojennych życie było traumatyczne, wręcz traumatyzujące. Nic więc dziwnego, że pozostały one u mojego ojca, a nawet mogą się rozrosnąć. I one są przyczyną jego goryczy i zniechęcenia. Z pewnością jest osobą zranioną.
„Ojciec wysycha, kurczy się” – piszesz. Jak Jakob u Brunona Schulza, jak profesor Ambroży Kleks u Jana Brzechwy. „Jesteś zła, że on umrze” i że „zostaniesz teraz z tą Warmią, o której nie wiesz czym jest”. Jak chciałabyś rozumieć Warmię po śmierci ojca?
No nie wiem dokładnie. Może mnie poniesie. I to byłoby chyba najlepsze rozwiązanie, bo jestem za słaba, żeby udźwignąć całe kraje. Chciałabym być niesiona przez Warmię. Tak, powinna mnie nieść. Jeśli chodzi o mojego ojca, jest on właściwie postacią Schulza. Pisałam pracę magisterską na temat rzeczywistości przypominającej sen w prozie Brunona Schulza, nic więc dziwnego. Mogło się zdarzyć, że pisząc to dzieło, po prostu wchłonęłam Schulza i zanurzyłam się w jego tekstach tak głęboko, że wiele lat później znalazło to odzwierciedlenie w moim tekście. Faktycznie, mój ojciec czasami wydaje mi się postacią zrzędliwego proroka.
„Łosiery, czyli pielgrzymki, były integralną częścią życia i rocznego kalendarza Warmiaków” – to kolejny cytat z Twojej książki. Co roku pielgrzymujesz nad jeziora. Czy to obowiązek? Dlaczego?
Radość i obowiązek. Bo odkrywanie nowych terenów na Warmii to po prostu przyjemność; może i w okolicach, bo oczywiście nie trzymam się ściśle granic Warmii. To też jeziora Mazur czy Oberlandu, ale tak naprawdę od kilku lat robię coś podobnego: jeżdżę po okolicy, żeby odkrywać jeziora. Niektóre z nich znam od dzieciństwa, jak miejskie jeziora Olsztyna. Olsztyn ma w swoich granicach jedenaście jezior. Ale wiele z nich odkrywam na nowo. Czuję się jak odkrywca źródeł Amazonki, gdy podrapana przez pokrzywy lub ukąszona przez komary docieram do leśnego jeziora i zanurzam się w nim, jakbym była w nim ochrzczona; jakbym była pierwszą osobą, która wkroczyła do tego jeziora, choć oczywiście to nieprawda. Ale życie z takimi złudzeniami jest piękne. Tworzę, że tak powiem, miraż pierwszego odkrycia. Chcę lepiej poznać Warmię i czuję, że robię to najgłębiej poprzez jej przyrodę. To jest w jakiś sposób mój najbardziej odpowiedni sposób. Warmia była krajem katolickim, regionem, krajem rządzonym przez biskupa. On był tutaj szefem. Niezbyt mnie jednak interesuje katolicka natura Warmii. Mogłabym go zwiedzać na przykład Ścieżką Kaplic. To bardzo charakterystyczny motyw architektury Warmii. Ale ja tego nie robię. Preferuję ścieżkę wzdłuż jezior i natury, która jest dla mnie również zmysłowym przeżyciem, ponieważ w tym momencie dotykam Warmii całym ciałem.
TŁUMACZENIE: Sylwia Pochmara-Hahnkamp Tytuł oryginału:
DAS MYTHOLOGISIERTE ODER DAS REALE ERMLAND?
Ein neues Buch der polnischen Schriftstellerin Joanna Wilengowska ist erschienen
Autor: Arkadiusz ŁUBA „Masurische Storchenpost nr 7/2024
barbara.willan@gmail.com
Strona internetowa jest wspierana finansowo przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Redaktor strony internetowej: Ewa Dulna
Skontaktuj się z nami
mail: barbara.willan@gmail.com
tel. 606 680 218
ul. Prosta 17/3
Olsztyn 10 - 029
Zrobione w WebWave CMS