I znowu był z siebie bardzo zadowolony. Nie chciał przez to powiedzieć, iż przydarza mu się to często, że jest to do porównania w jego przypadku z jedzeniem, piciem i spaniem. Aczkolwiek, pewne paralele byłyby możliwe, ale w innym kontekście.
Nigdy nie był jeszcze fizycznie głodny lub spragniony, zawsze miał gdzie spać. Osobną kwestia pozostawało co jadł, od czego musiał się odzwyczaić, z czego zrezygnować, co mógł sobie tylko przywoływać pamięcią zmysłów smaku i powonienia.
Jak sobie pościelił, tak sobie spał, chociaż tu akurat dyskutowałby, czy bardziej nie byłaby stosowna forma gramatycznej strony biernej, gdyż w wielu przypadkach to życie ścieliło mu przecież madejowe łoże.
Przestań z tanim filozofowaniem, powiedział sobie, przecież to i tak nikogo nie interesowało i nie interesuje. Każdy jest kowalem swojego szczęścia i nikt się nie zastanawia nad obrabianym materiałem – co sobie wykujesz to masz. Okoliczności w jakich kujesz lub jesteś kuty to już twoja sprawa.
Osobiście był zdania, że został przehartowany, a przez to stał się kruchy. Życie waliło niego jak w bęben, odkąd zobaczyło go na tym świecie. Ono wiedziało od pierwszej chwili o konieczności takiej procedury wobec niego, on się głowił, dlaczego tak musi być. Teraz nie zaprząta to już jego uwagi. Wierzy, tak wierzy, a nie wie, że tak się jego losy mają toczyć. Gdzieś wyczytał albo zasłyszał, że czym bardziej się od czegoś ucieka, to tym bardziej się do tego zbliża. Czyżby uciekał przed życiem, a ono się do niego zbliżało? Dziwne to, ale było wiele rzeczy których nie rozumiał, więc jedna mniej lub więcej nie miała żadnego znaczenia w jego sytuacji.
W każdym razie teraz był więcej niż zadowolony z siebie że jest, że istnieje. W jego uszach grało to zdanie jak muzyka sfer – dobrze że jesteś. Intensywność odczuwania wszelkich tonacji tych trzech słów nie była stała w ciągu całego roku.
Przez zdecydowaną większość tych 365 dni w ogóle ich nie słyszał. Może były gdzieś tam wypowiadane, ale do niego nie docierały, nie on był ich adresatem, no bo jakże, takie słowa i on? Człowieku, czyś ty na głowę upadł?
Nic z tych rzeczy, ale późną jesienią zaczynał się ten dźwiękowo-uczuciowy fenomen, który był dość racjonalnie wytłumaczalny, gdy jest się słuchaczem radia. Oprócz tego, słowa te wypowiedzenie po wielokroć przez różne ciepłe głosy, pozostawiają największe pole do fantazjowania na ich temat.
Jakże tu się nie cieszyć, gdy słyszał coraz częściej i dobitniej, te ludzkie głosy płynące prosto z serca (takie miał wyobrażenie), że go potrzebują, że się cieszą że jest, że gdyby go nie było, to chyba należałoby go stworzyć.
W tych momentach nie mógł do tych szlachetnych ludzi z miejsca zawołać, „kochani, nie martwcie się, ja już jestem, ja istnieję, może nawet żyję. Z przyjemnością oddam się wam znowu do dyspozycji – czyniąc was szczęśliwymi.”
Nie będąc skończonym egoista, był świadom tego, iż szczęściem należy się dzielić. W te coraz krótsze, ciemne i chłodne późnojesienne dni tęsknota za rzeczami z których płynie duchowe ciepło jest wśród ludzi całkowicie zrozumiała.
Dobrze znał swoje miejsce w szeregu, więc cierpliwie czekał kiedy przyjdzie jego czas. Na razie zaczynał się czas jego adwentu. Nie kojarzył tego czasu z obecnie również i tu coraz bardziej popularnym zielonym wieńcem z czterema świecami.
Pojmował ten czas tak jak mówił jego źródłosłów – oczekiwanie. Nie takie niesprecyzowane czekanie jak gdzieś w środku lata. Nie, w tym momencie widział się już na bieżni, chociaż jeszcze nie w blokach startowych.
Ale już mógł zwiększyć ilość monologów prowadzanych na głos, aby dojść przynajmniej do formy prowadzenia przyjętej wymiany zdań przy stole, a nie tylko zwyczajowej konwersacji z kasjerkami w sklepie dyskontowym w zakresie podania numeru karty. Właściwie pierwsze pozytywne sygnały docierały do niego właśnie ze sklepu. I to dużo wcześniej niż od adwentu. Głowę miał zaprzątniętą innymi myślami, ale wydawało mu się, iż pierwsze jaskółki pojawiały się już zaraz po Wszystkich Świętych, a może i nawet nieco wcześniej.
Od Mikołaja żył już odliczaniem. Z uwagi na jego wiek ten brodaty jegomość już do niego nie przychodził a on też nie miał do kogo iść z tym workiem stosownie przebrany. Raz był, kolega go poprosił dla jego dzieci i znajomych. Opatulony, że aż z niego pot kapał, wcielił się w rolę jak umiał najlepiej. Po skończonym występie rozebrał się na klatce schodowej i poszedł zaraz do domu. Skończyło się to przeziębieniem. Wtedy powiedział sobie - nigdy więcej. Było to tym łatwiejsze, że drugiej propozycji już nie otrzymał. Taki to jest ten czas schyłku roku, pomyślał sobie, zapisując sobie na plus, że jeśli myśli, to rzeczywiście jest, czyli nie jest źle. Z drugiej strony nie był pewien, czy w tym chodziło o tego rodzaju myśli o tym co było, o wspomnienia, czy też o myślenie kreatywne, pozytywne i przyszłościowe.
Jedna myśl chodziła mu tym czasie zawsze po głowie, ale jakoś nie umiał się zdecydować na jej praktyczne zrealizowanie. Na sprawdzenie, czy to funkcjonuje, albo jest tylko taką rytualną opowieścią tych dni, której miło posłuchać dla lepszego samopoczucia, ale każdy wie, że jest tylko taka niezobowiązująca powiastka.
Puste, wolne miejsce przy świątecznym stole, dla obcego, który dzwoni do drzwi, gdy na niebie pojawia się pierwsza gwiazdka. Drzwi się otwierają, przeszczęśliwi gospodarze wykrzykują gość w dom, Bóg w dom, proszą zasiąść z nimi i z ich rodziną do świątecznej kolacji, a i pod choinką jakiś prezent się znajdzie.
Sumienie nie pozwoliło mu nigdy poddać sąsiadów tej okrutnej, nieludzkiej próbie. Szczerze mówiąc, chciał też sobie oszczędzić widoku zdziwionych twarzy i reakcji na to, że on tu właśnie chętnie by zasiadł na tym wolnym krześle.
Tak więc i w tym roku spędził Wigilię w dużej sali, w domowej atmosferze wielu setek takich jak on. Inni chyba również pilnie ćwiczyli, gdyż rozmowy nawiązywały się w trakcie podawanie kolejnych potraw świątecznych i śpiewania kolęd.
Wigilia minęła, idąc do domu w kierunku samotnych Świąt, był kolejny raz taki zadowolony, że mógł swoją osobą być użyteczny w przeprowadzeniu tego projektu przez społeczeństwo przepojone religijną miłością bliźniego i humanistyczną wrażliwością.
Stefan Pioskowik
barbara.willan@gmail.com
Strona internetowa jest wspierana finansowo przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Redaktor strony internetowej: Ewa Dulna
Skontaktuj się z nami
mail: barbara.willan@gmail.com
tel. 606 680 218
ul. Prosta 17/3
Olsztyn 10 - 029
Zrobione w WebWave CMS