05 czerwca 2023

Rosi i jej babcia

Irmgard Irro

Babcia Rosi była babcią jak z książki z obrazkami. Wszystko w niej było idealne: miała dobrze uformowaną głowę, duże szare oczy, wąski prosty nos, lekko zakrzywione usta i sięgające ramion, proste siwe włosy. Rosi lubiła patrzeć, jak rano je układa. Najpierw starannie je rozczesywała, a potem upinała w kok. Następnie zręcznie układała włosy w skręcony kosmyk. A później zawijała je w coś w rodzaju gniazda, które było trzymane razem przez wiele czarnych spinek do włosów. Wieczorem, zanim babcia poszła spać, wyjmowała wszystkie spinki i ponownie szczotkowała włosy. 

Rosi, Max i babcia zwykle kładli się spać o tej samej porze. Ale zanim babunia się położyła, klękała na podłodze przed swoim łóżkiem, opierała się łokciami o posłanie, kryła twarz w splecionych dłoniach i modliła się. Czasami trwało to długo. Tak długo, że Rosi i Maxi podchodzili do niej na palcach, żeby sprawdzić, czy babcia nie zasnęła. Ale tak nie było; była tak pochłonięta modlitwą, że nic nie słyszała i nic nie widziała. Wtedy Rosi poczuła, że ​​jej babcia prawdopodobnie skrywa sekret. Kilka razy ją o to pytała, ale zawsze dostawała tylko odpowiedź: „Cicho!” – Rosi znała to mazurskie słowo i wiedziała, że ​​oznacza ono „spokój” lub „ciszę!”. Kiedy babcia leżała w łóżku, śpiewała z oddaniem swoim wysokim, drżącym głosem wszystkie zwrotki piosenki „Jestem zmęczona, idź odpocząć, zamknij oczy…”. Jednak Rosi nigdy nie usłyszała ostatniej zwrotki, bo zasypiała.

Ale pewnego wieczoru, po modlitwie, babcia nie poszła do łóżka. „Mam coś jeszcze do zrobienia z waszą mamą w kuchni", wyjaśniła Rosi i Maxowi. Następnego ranka Rosi obudził niezwykły hałas. Wyskoczyła z łóżka

i cicho zeszła po schodach do kuchni. Kiedy weszła do środka, bardzo się przeraziła, bo nagle stanęła przed dwoma wysokimi policjantami w zielonych mundurach. Potem przeszukali oni cały dom w obecności jej mamy

i babci. A następnie wyszli na zewnątrz i zajrzeli w każdy zakamarek podwórka. Ale nic nie znaleźli i w końcu odjechali swoim radiowozem.

Przerażona Rosi zapytała: „Babciu, czego szukała policja?” „Szukali martwego jelenia” – odpowiedziała. Rosi była bardzo zaskoczona i powtórzyła z niedowierzaniem: „Martwego jelenia? Jelenie są w lesie i nie w naszym domu lub na podwórku”. Ale babunia nie odpowiedziała na to. To było niezwykłe. Może babcia nie chciała nic powiedzieć? Drążyła więc dalej. „Babciu, czy policjanci są głupi?” Babcia odpowiedziała zniecierpliwionym tonem: „Policjanci nie są głupi! Jeleń został potrącony przez pociąg zeszłej nocy i maszynista zgłosił ten wypadek policji. Twoja mama zapala wieczorem lampy naftowe w sygnalizacji świetlnej, policjanci myśleli, że to ona znalazła jelenia i zabrała go ze sobą do domu. To było karalne”. To miało sens dla Rosi i stwierdziła: „Dobrze, że mama tego nie zrobiła, inaczej poszłaby do więzienia”. Babcia na to już nie zareagowała.

Kilka dni później Rosi pomagała babci nakryć stół do kolacji. „Rosi, chodź ze mną do piwnicy, muszę przynieść jeszcze jeden słoik przetworów" – poprosiła ją babcia. Kiedy wzięła z półki jeden z wielu słoików, Rosi była zdumiona. „Babciu, mamy tyle przetworów! A co jest tu w środku?" „Tam jest mięso. Twoja mama i ja zrobiłyśmy to niedawno – wyjaśniła babcia. – Czy to było wtedy, kiedy pracowałyście całą noc w kuchni? — spytała zaciekawiona Rosi. – Cicho – powiedziała Babcia.

Dni mijały spokojnie. Babcia miała dużo pracy w kuchni. Jej dzień pracy zaczynał się o piątej rano. Wodę, której potrzebowała, musiała czerpać wiadrem ze studni na podwórku. Potem musiała usunąć popiół i sadzę z pieca, zanim mogła go rozpalić. Do tego potrzebowała wiórów drzewnych, które regularnie odcinała siekierą z większych kawałków drewna. Po rozpaleniu mogła zabrać się za przygotowywanie śniadania. Składało się ono z dużego dzbanka kawy słodowej i kromek chleba posmarowanych smalcem lub masłem oraz domowej roboty dżemem. Kiedy Andi jadła śniadanie z rodzicami, babcia przygotowywała dla wszystkich chleb

z topionym serem lub czasem z kiełbasą, który następnie zabierano do pracy lub szkoły. Krótko przed siódmą przychodziła kolej na śniadanie dla Rosi i Maxa. Dla nich było świeże krowie mleko i chleb z dżemem. Kiedy wszystkie poranne prace zostały wykonane, babcia mogła wreszcie w spokoju zasiąść do śniadania.

Sporo pracy wymagało też przygotowanie obiadu. W ciągu tygodnia nie było mięsa, co najwyżej smażony śledź z gotowanymi ziemniakami. Zazwyczaj dużo warzyw, które trzeba było oczyścić i posiekać lub potraw

z ziemniaków. W końcu sześć osób musiało zostać nakarmionych. Po obiedzie sprzątano kuchnię. Po południu babcia miała czas na łatanie i prasowanie. Powolutku nadchodził czas, kiedy należało zacząć myśleć o kolacji. Składała się ona z resztek z obiadu, a czasem także zupy z pokruszonym chlebem. W niedziele babcia znajdowała czas dla siebie, siadała w cichym kącie, gdzie nikt jej nie przeszkadzał. Potem brała śpiewnik

i śpiewała tyle piosenek kościelnych, że jej głos stał się ochrypły. Rosi zwykle siadała u jej stóp i słuchała jej

z oddaniem. Wtedy przyszła jej na myśl jej druga babcia. Ona miała dziadka, ale babcia nie miała męża. Czemu? Gdy tylko babcia skończyła swoją piosenkę, Rosi wyrzuciła z siebie: „Babciu, dlaczego nie masz męża? Babcia ma dziadka, mama ma tatę, ale gdzie jest dziadek, który należy do ciebie? Babcia milczała przez długi czas. Potem zaczęła cicho mówić: „Twój dziadek zmarł dawno temu w naszej ojczyźnie w Prusach Wschodnich. Byłam tam bardzo szczęśliwa z nim i z moją rodziną." Rosi spojrzała na nią pytająco: "A na co zmarł dziadek?" Babunia westchnęła. „Żyliśmy w pokoju, ale potem nadeszła wojna. Kiedy przed naszą wsią stanęli Rosjanie, wszyscy uciekliśmy. Żołnierze spalili wiele domów, w tym nasz piękny stary mazurski drewniany dom kryty strzechą. Kiedy wróciliśmy i dziadek to zobaczył, pękło mu serce i wkrótce po tym zmarł. Zostałam w naszej wiosce jeszcze przez jakiś czas, ale w końcu przyjechałem do waszej matki i od tamtej pory mieszkam z wami”. „A gdzie jest pochowany dziadek?" zapytała zaciekawiona Rosi. „Jest pochowany w moim rodzinnym kraju," wyjaśniła babcia. „Ale na jego grobie nie ma kwiatów, bo nie mogę go odwiedzić.” „A dlaczego nie możesz go odwiedzić?” zapytała Rosi. Babcia odwróciła wzrok w dal. Potem Rosi przypomniała sobie: jej matka już jej wyjaśniała kiedyś, że ​ urodziła się i mieszkała daleko stąd- dopóki jej ojciec nie przyjechał i się z nią nie ożenił. Babcia milczała przez chwilę, po czym kontynuowała: „Ten kraj jest tak daleko, nie można tam podróżować, ponieważ jest teraz polski, a nie niemiecki. W moim rodzinnym kraju było tak pięknie! Nasza wieś leżała pośrodku dużego obszaru leśnego. Drzewa to nie były świerki i jodły jak tutaj, lecz sosny i brzozy. Ziemia była piaszczysta, a niebo bardzo nisko.” „Och, babciu, myślę, że to miłe, że jesteś z nami”, powiedziała Rosi

i pocałowała ją w policzek.

 


Tytuł oryginału: Irmgard Irro: Bayerische Kurzgeschichten (2022)

Tłumaczenie na język polski: Sylwia Pochmara-Hahnkamp

 

  1. pl
  2. de
Mobile menu

barbara.willan@gmail.com            

Strona internetowa jest wspierana finansowo przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.

 

Redaktor strony internetowej: Ewa Dulna

Skontaktuj się z nami

mail: barbara.willan@gmail.com

tel. 606 680 218

ul. Prosta 17/3

Olsztyn 10 - 029

Zrobione w WebWave CMS